Na Wspólnej

Odcinek 2377

Na Wspólnej
Roman
Roman

Honorata spotyka Muszkową przed domem. Kobieta skarży się, że jej mąż jest ostatnio wiecznie podminowany. Hofferowa domyśla się, co jest przyczyną jego zdenerwowania. Żartuje, że jak tak dalej pójdzie Zdzisiek z powodu kawałka piwnicy naśle na nich brygadę antyterrorystyczną. Janina zarzeka się, że jej mąż nie doniósł na nich do straży miejskiej. Jest przekonana, że w życiu nie posunąłby się do takiej podłości. Zapewnia, że bardzo zależy jej na utrzymaniu przyjacielskich stosunków z sąsiadami. Honorata zaprasza Muszkową wraz z jej mężem do siebie, żeby na spokojnie zastanowić się, jak zażegnać konflikt.

Roman jest wściekły, że żona bez porozumienia z nim zaprosiła sąsiadów. Stwierdza stanowczo, że nie ma zamiaru rozmawiać z człowiekiem, który pod nim ryje. Kiedy zbiera się do wyjścia, przychodzą Muszkowie. Podczas spotkania mężczyźni siedzą osowiali i nie odzywają się do siebie. Małżonki namawiają ich, żeby podali sobie ręce na zgodę i zapomnieli o wzajemnych urazach. Przypominają im, że oboje nie czują się dobrze w sytuacji konfliktu i brakuje im wspólnych spotkań. Roman, acz bardzo niechętnie, pierwszy robi gest pojednania. Po chwili wychodzi do sklepu, żeby kupić coś na poczęstunek dla gości. Na dziedzińcu spotyka jedną z sąsiadek. Dowiaduje się od niej, że to Zdzisiek nasłał na niego straż miejską. Wściekły wraca do domu i każe się Muszce wynosić. Wyjaśnia żonie, co go tak rozwścieczyło. Wyzywa Zdziśka od ubeków i kapusiów. Muszko zaperza się. Nagle wypala przypominając, że krył go, gdy ten postrzelił go w zadek. Janina i Honorata są w szoku. Muszkowie śmiertelnie obrażeni wychodzą od sąsiadów.

Wieczorem, gdy Roman ogląda mecz, następuje awaria. Hoffer wychodzi na korytarz, żeby sprawdzić, co się stało. Po chwili wraca z odciętym kablem od telewizji. Jest przekonany, że to sprawka Muszki. Wściekły udaje się do niego odgrażając się, że zgłosi na policję zniszczenie jego mienia. Muszko przez uchylone drzwi oznajmia, że w takim razie on oskarży go o napaść na urzędnika państwowego. Hofferowi rzednie mina.

Krzysztof proponuje żonie, żeby spędzili razem dzisiejszy dzień. Wyjaśnia, że w teatrze wszystko toczy się po jego myśli, więc spokojnie może sobie wziąć wolne. Niespodziewanie zjawia się u niego delegacja załogi teatru – inspicjentka i kierownik techniczny. Kobieta i mężczyzna wyrzucają Smolnemu, że zostawia ludzi bez środków do życia. Hania łamiącym się głosem wyjaśnia, że dzisiaj dostała wymówienie. Felicjan złości się, że Krzysztof zwolnił prawie całą załogę techniczną, a bez tych ludzi teatr nie może normalne funkcjonować. Smolny jest nieugięty. Stwierdza, że zrobił to, co było konieczne i nie widzi możliwości odwołania swojej decyzji. Na odchodnym Felicjan mówi Krzysztofowi, że powinien był raczej zacząć od zwolnień aktorów. Jakiś czas później Smolny dostaje telefon od dyrektora. Rozwadowski zdenerwowany mówi mu, że pracownicy rozpoczęli właśnie strajk okupacyjny. Nalega, żeby jako człowiek odpowiedzialny za te nastroje natychmiast coś z tym zrobił. Krzysztof nie jest zaskoczony reakcją pracowników. Jakiś czas później zjawia się w teatrze. Zostaje bardzo źle przyjęty przez zespół. Pracownicy domagają się jego dymisji. Smolny nie traci ducha. Oznajmia, że każde przedstawienie Beniowskiego generuje bardzo duże straty, więc im dłużej będą strajkować, tym lepiej dla finansów teatru. Załoga próbuje go wybuczeć. Smolny uświadamia ludziom, że ich strajk jest nielegalny. Oznajmia, że w związku z tym zwalnia cały zespół techniczny a od jutra ogłasza nowy nabór. Wśród strajkujących jest aktor obsadzony w roli Hamleta w najnowszej produkcji teatru. Krzysztof dziwi mu się, że popiera wichrzycieli. Lekceważąco stwierdza, że pracownicy techniczni nie są mu przecież potrzebni w karierze. Felicjan zaperza się na te słowa, lecz Krzysztof usadza go stwierdzeniem, że niepotrzebnie ryzykuje utratę posady na krótko przed przejściem na emeryturę. Hania stwierdza, że Krzysztof jest człowiekiem bez serca. Dziękuje kolegom, że próbowali ją wesprzeć. Uważa jednak, że ich dalsza walka nie ma sensu. Po chwili wychodzi. Smolny nakazuje pracownikom, by wrócili do swoich zajęć.

Po powrocie do domu Krzysztof zadowolony oznajmia żonie, że udało mu się opanować sytuację w teatrze. Przyznaje, że nastraszył pracowników, ale dał im też nadzieję, że mogą utrzymać teatr.

Ola mówi mamie, że wybiera się na spotkanie z promotorem. Dodaje, że jest też umówiona z Dagą i nie wie, o której wróci. Zapewnia Danutę, że nie zrobi żadnego głupstwa. Zimińska mówi córce, że po południu ma wpaść Gosia. Liczy, że młodsza córka wróci do tego czasu. Ola nie daje jednoznacznej odpowiedzi.

Stefan i Marek ledwo wyrabiają się z realizacją zamówień w swojej knajpie. Zimiński dochodzi do wniosku, że koniecznie muszą zatrudnić pomocnika kuchennego. W restauracji niespodziewanie zjawia się Błażej. Jest podpity. Marek natychmiast wyprowadza go z lokalu. Każe mu zostawić swoją rodzinę w spokoju. Chłopak rozpaczliwie domaga się, żeby ojciec Gosi go wysłuchał. Uświadamia Markowi, że Gosia postąpiła wbrew swoim uczuciom rozstając się z nim i jest bardzo nieszczęśliwa z tego powodu. Słowa Błażeja robią na Zimińskim wrażenie.

Ola wraca do domu wcześniej niż zapowiadała. Serdecznie wita się z siostrą. Po chwili Gosia dostaje SMS-a od Błażeja. Chłopak pisze jej, że wyjeżdża dziś na stałe do Szczecina, bo nie może żyć tak blisko osoby, którą kocha i z którą nie może być. Dodaje, że będzie na nią czekał przed odjazdem. Gosia jest bardzo poruszona wiadomością. Po jakimś czasie żegna się z mamą i siostrą. Udaje się na dworzec, lecz nie podchodzi do Błażeja, tylko z oddali obserwuje jak chłopak odjeżdża...

Aktualności